wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 1



Następne dwa dni minęły mi szybko, na pakowaniu i narzekaniu z Rose na to że barbie z nami jedzie. Oczywiście Peter jak zwykle nie rozumiał o co nam chodzi i twierdził naiwny, że jak ją poznamy to zostaniemy najlepszymi psiapsiółami. Hahaha taa… niedoczekanie. Jutro z samego rana mieliśmy wyjechać do Hiszpanii. Specjalnie położyłam się wcześniej, ale byłam tak rozemocjonowana, że prawie całą noc nie spałam.
Nad ranem stwierdziłam, że i tak nie zasnę, więc zaczęłam gonić po całym domu sprawdzając czy na pewno wszystko zapakowałam. Oczywiście specjalnie chodziłam na paluszkach, aby nie obudzić mojego kochanego braciszka. Niestety chyba nie dość się starałam, bo już po dziesięciu minutach Peter wyszedł z pokoju cały zaspany.
- Dziewczyno czy ty wiesz która jest godzina?
- No pewnie, że wiem!!! Wyjeżdżamy już za trzy godziny!!!- wydarłam się na cały dom.
- Jezu… to weź się przynajmniej nie tłucz.
- Próbowałam, nie moja wina że mi walizka ze schodów spadła.
- Obiłaś parkiet??? MAMA MNIE ZABIJE!!!!!
- Nie spinaj się, spadła na płytki.
- Ufff… to dobrze. Ja idę spać, a ty staraj się nie hałasować, albo idź sobie jakąś bajeczkę oglądnąć.
- Dobrze mamo…- uśmiechnęłam się słodko i zwiałam do salonu.
Oglądałam jakąś stację muzyczną, bo niestety bajeczek nie było o tak wczesnej porze. Muszę powiedzieć że była czwarta nad ranem. Nagle w telewizji puścili Justina Biebera. Zaczęłam śpiewać i tańczyć po całym pokoju.
- „And I was like
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no”!!!!
- PRZYMKNIJ SIĘ!!!!!- zagrzmiało w całym domu.
- Ups… sorki, zapomniałam. Już będę cichutko.- krzyknęłam ze skruchą, śmiejąc się pod nosem.
Postanowiłam zjeść pożywne śniadanko. Zrobiłam sobie grzanki i posmarowałam je nutellą. Myślałam nad tym jak to będzie zobaczyć swoich idoli. Wiedziałam, że na pewno nie będę miała okazji z nimi porozmawiać, albo poprosić o autograf, mimo to wizja dziewięćdziesięciu minut spędzonych na Camp Nou przyprawiała mnie o szybsze bicie serca.
W końcu wybiła szósta i Peter musiał wstać. Ja pakowałam już swoją walizkę do samochodu kiedy przyszła Rose. Mieszkałyśmy po sąsiedzku. Zapakowałyśmy jeszcze jej bagaże i poszłyśmy do domu pogonić trochę mojego brata. Zastałyśmy go siedzącego przy stole i rozmawiającego przez telefon.
- Spoko, to czekamy.
- Kto to?- zapytałam się.
- Chris. Powiedział, że będą za dziesięć minut.
- To dobrze, a gdzie jest twoja barbie??? Może utopiła się w swojej tapecie?- zaśmiałyśmy się z Rose, ale Peter nie wyglądał na szczęśliwego.
- Gdy już wyjedziemy macie być dla niej miłe, nie chce żeby było jej przykro…- powiedział i groźnie się na nas popatrzył.
- Tylko jeśli ona nie będzie nas denerwować.- zrobiłam minę upartego dziecka i założyłam rękę za rękę.
Mój brat prychnął i popaczył na Rose.
- Myślałem że chociaż ty jesteś dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna.
- Bo jestem.- odpowiedziała szybko i zaczęła gorliwie kiwać głową.
- To dobrze. Masz przypilnować Maddie żeby nie zrobiła nic głupiego. Liczę na ciebie.
Rose zrobiła ważną minę i wypięła dumnie pierś. Tym razem to ja prychnęłam. Umiałam o siebie zadbać. Nie potrzebowałam niańki, a już na pewno nie Evans. Wystarczy że cała rodzina miała mnie za małą dziewczynkę, a przecież miałam już prawie osiemnaście lat, ale gdy tylko próbowałam użyć tego argumentu spotykałam się zawsze z tą samą odpowiedzią: „Pełnoletniość o nie to samo co dorosłość”. Ehh... ten tekst znałam już na pamięć.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie wściekły odgłos klaksonu. Znowu się wyłączyłam. Zdecydowanie muszę sobie kupić coś na poprawę koncentracji. Właśnie przyjechali kumple mojego brata, więc wyszłam żeby się przywitać. Oprócz Chrisa był jeszcze Michael z dziewczyną. Miała na imię Fibi, była wysoką brunetką. Z wielką ulgą stwierdziłyśmy z Rose, że wydaje się być miła i sympatyczna. Wymieniliśmy wszyscy uprzejmości i po raz pierwszy pomyślałam, że towarzystwo wcale nie jest takie złe. Moja przyjaciółka chyba też to zauważyła, bo puściła do mnie oko i zrobiła głupią minę. Zaczęłyśmy się śmiać jak nienormalne, a inni paczyli na nas jak na totalne idiotki. Peter  spojrzał wymownie w niebo i pokręcił głową z rezygnacją. Nie było sensu tłumaczyć im że my często wybuchamy niepohamowanym śmiechem. Myślę że większość nastolatek tak ma. Sielanka skończyła się gdy przypomniałam sobie, że kogoś brakuje. Nagle cały optymizm wyparował. No tak, Ashley jeszcze nie było. Co ona tak długo robiła? Miała tutaj być już pół godziny temu. Widać nie tylko mi się śpieszyło, bo Chris z niecierpliwością przestępował z nogi na nogę.
- Kiedy wyjeżdżamy?- zapytał.
- Czekamy jeszcze na Ashley. Mówiła że niedługo będzie.- odpowiedział i zrobił minę pt. „wierzę swojej dziewczynie bo ona jest idealna”.
Jeju… mogłaby się choć raz pośpieszyć. Chciałam już wyjechać, by jak najszybciej dotrzeć do celu i poczuć na twarzy tą niesamowitą bryzę. Zawsze uwielbiałam zapach morza. Nie potrafiłam go opisać, taki przyjemny i orzeźwiający… i ten odgłos fal rozbijających się o skały. Niebo na ziemi. W te wakacje chciałam się chociaż raz w życiu opalić. Zawsze wracałam z wakacji cała blada. Mogłam siedzieć cały dzień na słońcu smarując się najsłabszym filtrem, a i tak wychodziłam bez szwanku, a tymczasem wszystkich moich znajomych paliło na raka.
Mijały kolejne minuty, a barbie się nie pojawiała. Peter zaczynał się już martwić czy nic jej się nie stało za to ja byłam pewna, że jak nie pojawi się za chwilkę to sama jej coś zrobię i nawet jej chłopak jej nie obroni przed moim gniewem. Wszyscy byli już ostro wkurzeni. Mieliśmy wyjechać o siódmej, tymczasem była już dziewiąta. W końcu kumple mojego brata stwierdzili że nie ma sensu żeby oni też czekali. Wyjechali a ja zostałam z Peterem i rozmarzoną Rose. Podeszłam do przyjaciółki i klepnęłam ją w plecy. Podskoczyła i obróciła się w moją stronę z przerażoną miną.
- Czy mogłabyś mnie łaskawie nie straszyć?
- No jasne… pod warunkiem, że powiesz mi o kim tak intensywnie myślałaś wpatrując się w niebo i zapominając o bożym świecie.- zrobiłam cwaną minę.
Evans zarumieniła się po koniuszki uszu i spuściła wzrok zawstydzona. Widziałam że coś było na rzeczy… teraz to jej na pewno nie dam spokoju.
- A skąd pomysł, że o kimś myślałam?- zrobiła niewinną minę.
- Mnie nie nabierzesz. Gadaj ale już!- pogroziłam jej palcem.
- A nie uważasz, że mogłam myśleć o yyy… Cristiano Ronaldo? O właśnie!!! Co tam u niego i Iriny??? Kiedy ślub???
- Nie próbuj zmieniać tematu…- nagle ktoś mi przerwał.
Usłyszałam tylko jak Rose z ulgą wypuszcza powietrze. I tak ją jeszcze dopadnę. Pod nasz dom podjechała właśnie Ashley swoim różowym citroenem baz dachu. Wysiadła z samochodu i czule przywitała się z Peterem. Ogarnęły mnie nagłe mdłości i prawie zwróciłam śniadanie. Evans skrzywiła się i popatrzyła wrogo na barbie. Nie dziwiłam się jej, w końcu będziemy musiały znosić widok miziającej się pary codziennie przez dwa tygodnie.
- Jedziemy czy nie?- zapytałam czując, że nie dam rady oglądać tej sceny ani chwili dłużej.
- No jasne.- opamiętał się Peter. Coś czuję, ze w ogóle zapomniał o wyjeździe.- Kochanie gdzie są twoje bagaże?
- W aucie.
- To ja idę je przepakować, a wy już wsiadajcie.
Wszyscy zrobili tak jak kazał. Trzeba przyznać że był w niesamowicie dobrym nastroju. Widziałam zza szyby jak przenosi najpierw jedną ogromną walizkę, potem drugą, a w końcu dwa bagaże podręczne. Po co jej tyle ciuchów. Byłam w głębokim szoku gdy po długich staraniach mój brat zamknął w końcu drzwi bagażnika. Wyjechaliśmy z mojej kochanej dziury zabitej dechami. Starałam się nie słuchać rozmawiającej pary. Założyłam słuchawki i włączyłam All Time Low  na full. Na słuchaniu muzyki zleciało mi całe przedpołudnie. Około trzynastej Peter zatrzymał się przed jakąś restauracją. Wysiadłam szybko na świeże powietrze. Był naprawdę piękny dzień. Okolica też niczego sobie. Wszędzie dookoła lasy. Za lokalem znajdowało się małe jezioro nad którym opalali się jacyś kolesie mniej więcej w moim wieku. Pomachali do nas a my odmachałyśmy i podeszłyśmy do nich.
- No hej dziewczyny- zagadał blondyn z miną jakbym była z nim w łóżku sam na sam.
- Czeeeść…- odpowiedziała zalotnie Rose zerkając co chwile na Petera. Ten widząc że rozmawiamy z nieznajomymi i jakby to on określił „podejrzanym typami”, podszedł i popatrzył się na mnie groźnie. Co on sobie wyobrażał! To już mi nie wolno rozmawiać z chłopakami? Przysunęłam się bliżej wysokiego bruneta. Temu momentalnie na twarz wyskoczył ogromny banan, ale mój brat nie był tak szczęśliwy.
- Maddie!!! Śpieszymy się. Zamów coś, zjedz i wyjeżdżamy.
Jego mina mówiła że nie znosi sprzeciwu. Pożegnałyśmy się z wyraźnie zawiedzionymi chłopcami i weszłyśmy do knajpy. Zamówiłam kurczaka, frytki z jakimiś sałatkami i wyszłam na zewnątrz usiąść pod jedną z rozłożonych parasolek. Chciałam być sam jednak nie dane mi było zaznać spokoju, bo Ashley bezczelnie się do mnie przysiadła. Przez dłuższą chwilkę siedziałyśmy w ciszy. W końcu barbie zadała najdziwniejsze pytanie na świecie.
- Dlaczego mnie nie lubisz? Przecież jestem fajna.
Zamurowało mnie.  O WOW, jak można być aż taką idiotką? W końcu wydusiła z siebie jakieś w miarę sensowne zdanie.
- Musisz się trochę bardziej postarać, bo ja tego nie widzę.
Odeszła z obrażoną miną, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie znosiłam jej towarzystwa. Miałam wrażenie, że mino głupkowatego uśmieszku, cały czas knuje jak mi uprzykrzyć życie. Kelnerka przyniosła zamówione jedzenie. Jadłam powoli rozkoszując się czasem spędzonym na świeżym powietrzu. Nie znosiłam długiej jazdy samochodem, jednak byłam w stanie ją przetrzymać, aby zobaczyć piękną Barcelonę. Mieliśmy się zatrzymać w hotelu czterogwiazdkowym. Każdy miał mieć oddzielny pokój oprócz naszych papużek nierozłączek (czyt. Petera i Ashley), oraz Michaela i Fibi. Bardzo się z tego cieszyłam. Oczywiście lubiłam towarzystwo, ale czasami po prostu wolałam posiedzieć w samotności i pomyśleć. Wolałam uniknąć niezręcznych sytuacji kiedy na przykład Rose przychodzi do naszego wspólnego pokoju z jakimś przystojnym Hiszpanem, a ja jako dobra przyjaciółka musze się wynosić i spać u kogoś innego żeby im nie przeszkadzać w intymnych chwilach.
Po zjedzonym posiłku wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w dalszą drogę. Nieprzespana noc chyba dawała mi się we znaki, bo oczy same mi się zamykały. Wzięłam swoją ukochaną podusię i spróbowałam w miarę wygodnie ułożyć. Nie było to łatwe. Zasypiałam ze świadomością, że następnego dnia najprawdopodobniej obudzę się ze strasznym bólem kręgosłupa.   

2 komentarze:

  1. Trochę niezgodności. błędów stylistycznych i za dużo znaków interpunkcyjnych xD ale tak to super..
    trochę nudno na razie, ale rozkręcaj się :)
    aa i oprócz czcionki to proponuję zmienić opcje przy dodawaniu komentarzy, bo trzeba udowadniać że nie jest się robotem
    tak kurwa jestem tosterem i chcę zgładzić Christiano Rolando
    (specjalnie)
    dobra do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na 9 rozdział opowiadania z Fernando Torresem :)
    http://dreeaaamss.blogspot.com/ Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń