Następne dwa
dni minęły mi szybko, na pakowaniu i narzekaniu z Rose na to że barbie z nami
jedzie. Oczywiście Peter jak zwykle nie rozumiał o co nam chodzi i twierdził
naiwny, że jak ją poznamy to zostaniemy najlepszymi psiapsiółami. Hahaha taa…
niedoczekanie. Jutro z samego rana mieliśmy wyjechać do Hiszpanii. Specjalnie
położyłam się wcześniej, ale byłam tak rozemocjonowana, że prawie całą noc nie
spałam.
Nad ranem
stwierdziłam, że i tak nie zasnę, więc zaczęłam gonić po całym domu sprawdzając
czy na pewno wszystko zapakowałam. Oczywiście specjalnie chodziłam na
paluszkach, aby nie obudzić mojego kochanego braciszka. Niestety chyba nie dość
się starałam, bo już po dziesięciu minutach Peter wyszedł z pokoju cały
zaspany.
- Dziewczyno
czy ty wiesz która jest godzina?
- No pewnie,
że wiem!!! Wyjeżdżamy już za trzy godziny!!!- wydarłam się na cały dom.
- Jezu… to
weź się przynajmniej nie tłucz.
-
Próbowałam, nie moja wina że mi walizka ze schodów spadła.
- Obiłaś
parkiet??? MAMA MNIE ZABIJE!!!!!
- Nie spinaj
się, spadła na płytki.
- Ufff… to
dobrze. Ja idę spać, a ty staraj się nie hałasować, albo idź sobie jakąś
bajeczkę oglądnąć.
- Dobrze
mamo…- uśmiechnęłam się słodko i zwiałam do salonu.
Oglądałam
jakąś stację muzyczną, bo niestety bajeczek nie było o tak wczesnej porze.
Muszę powiedzieć że była czwarta nad ranem. Nagle w telewizji puścili Justina
Biebera. Zaczęłam śpiewać i tańczyć po całym pokoju.
- „And I was
like
Baby, baby,
baby, oh
Like
Baby, baby,
baby, no”!!!!
- PRZYMKNIJ
SIĘ!!!!!- zagrzmiało w całym domu.
- Ups…
sorki, zapomniałam. Już będę cichutko.- krzyknęłam ze skruchą, śmiejąc się pod
nosem.
Postanowiłam
zjeść pożywne śniadanko. Zrobiłam sobie grzanki i posmarowałam je nutellą.
Myślałam nad tym jak to będzie zobaczyć swoich idoli. Wiedziałam, że na pewno
nie będę miała okazji z nimi porozmawiać, albo poprosić o autograf, mimo to
wizja dziewięćdziesięciu minut spędzonych na Camp Nou przyprawiała mnie o
szybsze bicie serca.
W końcu
wybiła szósta i Peter musiał wstać. Ja pakowałam już swoją walizkę do samochodu
kiedy przyszła Rose. Mieszkałyśmy po sąsiedzku. Zapakowałyśmy jeszcze jej
bagaże i poszłyśmy do domu pogonić trochę mojego brata. Zastałyśmy go
siedzącego przy stole i rozmawiającego przez telefon.
- Spoko, to
czekamy.
- Kto to?-
zapytałam się.
- Chris.
Powiedział, że będą za dziesięć minut.
- To dobrze,
a gdzie jest twoja barbie??? Może utopiła się w swojej tapecie?- zaśmiałyśmy
się z Rose, ale Peter nie wyglądał na szczęśliwego.
- Gdy już
wyjedziemy macie być dla niej miłe, nie chce żeby było jej przykro…- powiedział
i groźnie się na nas popatrzył.
- Tylko
jeśli ona nie będzie nas denerwować.- zrobiłam minę upartego dziecka i
założyłam rękę za rękę.
Mój brat
prychnął i popaczył na Rose.
- Myślałem
że chociaż ty jesteś dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna.
- Bo
jestem.- odpowiedziała szybko i zaczęła gorliwie kiwać głową.
- To dobrze.
Masz przypilnować Maddie żeby nie zrobiła nic głupiego. Liczę na ciebie.
Rose zrobiła
ważną minę i wypięła dumnie pierś. Tym razem to ja prychnęłam. Umiałam o siebie
zadbać. Nie potrzebowałam niańki, a już na pewno nie Evans. Wystarczy że cała
rodzina miała mnie za małą dziewczynkę, a przecież miałam już prawie
osiemnaście lat, ale gdy tylko próbowałam użyć tego argumentu spotykałam się
zawsze z tą samą odpowiedzią: „Pełnoletniość o nie to samo co dorosłość”.
Ehh... ten tekst znałam już na pamięć.
Nagle z
zamyślenia wyrwał mnie wściekły odgłos klaksonu. Znowu się wyłączyłam.
Zdecydowanie muszę sobie kupić coś na poprawę koncentracji. Właśnie przyjechali
kumple mojego brata, więc wyszłam żeby się przywitać. Oprócz Chrisa był jeszcze
Michael z dziewczyną. Miała na imię Fibi, była wysoką brunetką. Z wielką ulgą
stwierdziłyśmy z Rose, że wydaje się być miła i sympatyczna. Wymieniliśmy
wszyscy uprzejmości i po raz pierwszy pomyślałam, że towarzystwo wcale nie jest
takie złe. Moja przyjaciółka chyba też to zauważyła, bo puściła do mnie oko i
zrobiła głupią minę. Zaczęłyśmy się śmiać jak nienormalne, a inni paczyli na
nas jak na totalne idiotki. Peter
spojrzał wymownie w niebo i pokręcił głową z rezygnacją. Nie było sensu
tłumaczyć im że my często wybuchamy niepohamowanym śmiechem. Myślę że większość
nastolatek tak ma. Sielanka skończyła się gdy przypomniałam sobie, że kogoś
brakuje. Nagle cały optymizm wyparował. No tak, Ashley jeszcze nie było. Co ona
tak długo robiła? Miała tutaj być już pół godziny temu. Widać nie tylko mi się
śpieszyło, bo Chris z niecierpliwością przestępował z nogi na nogę.
- Kiedy
wyjeżdżamy?- zapytał.
- Czekamy
jeszcze na Ashley. Mówiła że niedługo będzie.- odpowiedział i zrobił minę pt.
„wierzę swojej dziewczynie bo ona jest idealna”.
Jeju…
mogłaby się choć raz pośpieszyć. Chciałam już wyjechać, by jak najszybciej
dotrzeć do celu i poczuć na twarzy tą niesamowitą bryzę. Zawsze uwielbiałam
zapach morza. Nie potrafiłam go opisać, taki przyjemny i orzeźwiający… i ten
odgłos fal rozbijających się o skały. Niebo na ziemi. W te wakacje chciałam się
chociaż raz w życiu opalić. Zawsze wracałam z wakacji cała blada. Mogłam
siedzieć cały dzień na słońcu smarując się najsłabszym filtrem, a i tak
wychodziłam bez szwanku, a tymczasem wszystkich moich znajomych paliło na raka.
Mijały
kolejne minuty, a barbie się nie pojawiała. Peter zaczynał się już martwić czy
nic jej się nie stało za to ja byłam pewna, że jak nie pojawi się za chwilkę to
sama jej coś zrobię i nawet jej chłopak jej nie obroni przed moim gniewem.
Wszyscy byli już ostro wkurzeni. Mieliśmy wyjechać o siódmej, tymczasem była
już dziewiąta. W końcu kumple mojego brata stwierdzili że nie ma sensu żeby oni
też czekali. Wyjechali a ja zostałam z Peterem i rozmarzoną Rose. Podeszłam do
przyjaciółki i klepnęłam ją w plecy. Podskoczyła i obróciła się w moją stronę z
przerażoną miną.
- Czy
mogłabyś mnie łaskawie nie straszyć?
- No jasne…
pod warunkiem, że powiesz mi o kim tak intensywnie myślałaś wpatrując się w
niebo i zapominając o bożym świecie.- zrobiłam cwaną minę.
Evans
zarumieniła się po koniuszki uszu i spuściła wzrok zawstydzona. Widziałam że
coś było na rzeczy… teraz to jej na pewno nie dam spokoju.
- A skąd
pomysł, że o kimś myślałam?- zrobiła niewinną minę.
- Mnie nie
nabierzesz. Gadaj ale już!- pogroziłam jej palcem.
- A nie
uważasz, że mogłam myśleć o yyy… Cristiano Ronaldo? O właśnie!!! Co tam u niego
i Iriny??? Kiedy ślub???
- Nie próbuj
zmieniać tematu…- nagle ktoś mi przerwał.
Usłyszałam
tylko jak Rose z ulgą wypuszcza powietrze. I tak ją jeszcze dopadnę. Pod nasz
dom podjechała właśnie Ashley swoim różowym citroenem baz dachu. Wysiadła z
samochodu i czule przywitała się z Peterem. Ogarnęły mnie nagłe mdłości i
prawie zwróciłam śniadanie. Evans skrzywiła się i popatrzyła wrogo na barbie.
Nie dziwiłam się jej, w końcu będziemy musiały znosić widok miziającej się pary
codziennie przez dwa tygodnie.
- Jedziemy
czy nie?- zapytałam czując, że nie dam rady oglądać tej sceny ani chwili
dłużej.
- No jasne.-
opamiętał się Peter. Coś czuję, ze w ogóle zapomniał o wyjeździe.- Kochanie
gdzie są twoje bagaże?
- W aucie.
- To ja idę
je przepakować, a wy już wsiadajcie.
Wszyscy
zrobili tak jak kazał. Trzeba przyznać że był w niesamowicie dobrym nastroju.
Widziałam zza szyby jak przenosi najpierw jedną ogromną walizkę, potem drugą, a
w końcu dwa bagaże podręczne. Po co jej tyle ciuchów. Byłam w głębokim szoku
gdy po długich staraniach mój brat zamknął w końcu drzwi bagażnika.
Wyjechaliśmy z mojej kochanej dziury zabitej dechami. Starałam się nie słuchać
rozmawiającej pary. Założyłam słuchawki i włączyłam All Time Low na full. Na słuchaniu muzyki zleciało mi całe
przedpołudnie. Około trzynastej Peter zatrzymał się przed jakąś restauracją.
Wysiadłam szybko na świeże powietrze. Był naprawdę piękny dzień. Okolica też
niczego sobie. Wszędzie dookoła lasy. Za lokalem znajdowało się małe jezioro
nad którym opalali się jacyś kolesie mniej więcej w moim wieku. Pomachali do
nas a my odmachałyśmy i podeszłyśmy do nich.
- No hej
dziewczyny- zagadał blondyn z miną jakbym była z nim w łóżku sam na sam.
- Czeeeść…-
odpowiedziała zalotnie Rose zerkając co chwile na Petera. Ten widząc że
rozmawiamy z nieznajomymi i jakby to on określił „podejrzanym typami”, podszedł
i popatrzył się na mnie groźnie. Co on sobie wyobrażał! To już mi nie wolno
rozmawiać z chłopakami? Przysunęłam się bliżej wysokiego bruneta. Temu
momentalnie na twarz wyskoczył ogromny banan, ale mój brat nie był tak
szczęśliwy.
- Maddie!!!
Śpieszymy się. Zamów coś, zjedz i wyjeżdżamy.
Jego mina
mówiła że nie znosi sprzeciwu. Pożegnałyśmy się z wyraźnie zawiedzionymi
chłopcami i weszłyśmy do knajpy. Zamówiłam kurczaka, frytki z jakimiś sałatkami
i wyszłam na zewnątrz usiąść pod jedną z rozłożonych parasolek. Chciałam być
sam jednak nie dane mi było zaznać spokoju, bo Ashley bezczelnie się do mnie
przysiadła. Przez dłuższą chwilkę siedziałyśmy w ciszy. W końcu barbie zadała
najdziwniejsze pytanie na świecie.
- Dlaczego
mnie nie lubisz? Przecież jestem fajna.
Zamurowało
mnie. O WOW, jak można być aż taką
idiotką? W końcu wydusiła z siebie jakieś w miarę sensowne zdanie.
- Musisz się
trochę bardziej postarać, bo ja tego nie widzę.
Odeszła z
obrażoną miną, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie znosiłam jej towarzystwa. Miałam
wrażenie, że mino głupkowatego uśmieszku, cały czas knuje jak mi uprzykrzyć
życie. Kelnerka przyniosła zamówione jedzenie. Jadłam powoli rozkoszując się
czasem spędzonym na świeżym powietrzu. Nie znosiłam długiej jazdy samochodem,
jednak byłam w stanie ją przetrzymać, aby zobaczyć piękną Barcelonę. Mieliśmy się
zatrzymać w hotelu czterogwiazdkowym. Każdy miał mieć oddzielny pokój oprócz
naszych papużek nierozłączek (czyt. Petera i Ashley), oraz Michaela i Fibi. Bardzo
się z tego cieszyłam. Oczywiście lubiłam towarzystwo, ale czasami po prostu
wolałam posiedzieć w samotności i pomyśleć. Wolałam uniknąć niezręcznych
sytuacji kiedy na przykład Rose przychodzi do naszego wspólnego pokoju z jakimś
przystojnym Hiszpanem, a ja jako dobra przyjaciółka musze się wynosić i spać u
kogoś innego żeby im nie przeszkadzać w intymnych chwilach.
Po zjedzonym
posiłku wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w dalszą drogę. Nieprzespana noc
chyba dawała mi się we znaki, bo oczy same mi się zamykały. Wzięłam swoją
ukochaną podusię i spróbowałam w miarę wygodnie ułożyć. Nie było to łatwe.
Zasypiałam ze świadomością, że następnego dnia najprawdopodobniej obudzę się ze
strasznym bólem kręgosłupa.
Trochę niezgodności. błędów stylistycznych i za dużo znaków interpunkcyjnych xD ale tak to super..
OdpowiedzUsuńtrochę nudno na razie, ale rozkręcaj się :)
aa i oprócz czcionki to proponuję zmienić opcje przy dodawaniu komentarzy, bo trzeba udowadniać że nie jest się robotem
tak kurwa jestem tosterem i chcę zgładzić Christiano Rolando
(specjalnie)
dobra do następnego :)
Zapraszam na 9 rozdział opowiadania z Fernando Torresem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dreeaaamss.blogspot.com/ Pozdrawiam :*