sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 6

Popołudnie minęło mi na wylegiwaniu się na barcelońskich plażach. Próbowałam się zrelaksować, jednak cały czas, mimowolnie odtwarzałam ostatnie wydarzenia. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak niezwykłego zdarzyło się właśnie mnie. To było jak spełnienie najskrytszych marzeń. Byłam zaproszona na imprezę zawodników mojego ulubionego klubu…
Rose po oficjalnym przekopaniu swojej wielgaśnej szafy stwierdziła, że musi iść na zakupy, więc o czwartej wybrałyśmy się do galerii handlowej. Evans właśnie przymierzała wyjątkowo cienką sukienkę, która wyglądała jak jakaś halka, gdy zauważyłam idealną bluzkę na tą okazję. Podbiegłam do niej i zaczęłam nerwowo przerzucać wieszaki w poszukiwaniu mojego rozmiaru. Odetchnęłam z ulgą gdy już trzymałam w swoich dłoniach xs-ke. Poszłam do przymierzalni, chociaż i tak wiedziałam, że ją kupię. Wyszłam obracając się wokół własnej osi jak jakaś primabalerina, a Rose przekrzywiła śmiesznie głowę.
- Coś krótka ta sukienka… - powiedziała niepewnie, spoglądając na mnie ze zdziwieniem - Brawo młoda! W końcu ogarnęłaś o co w tym chodzi! - krzyknęła z zadowoleniem i uścisnęła mnie serdecznie. 
- Ymm… nie chce ci psuć dobrego humoru, ale to jest bluzka – powiedziałam, krztusząc się ze śmiechu na widok miny mojej przyjaciółki.
- Co ty opowiadasz? Będziesz tam wyglądała jak zakonnica. Przecież nie możesz iść w spodniach! - wydarła się na cały sklep.
- To ubiorę legginsy…

- Co ja z tobą mam! - lamentowała Rose. - To chociaż chodźmy do jakiegoś obuwniczego to sobie kupisz jakieś wyższe szpile…
- Hahhahaha a potem będę skazana na amputacje nóg? - zapytałam z ironią.
- Nie denerwuj mnie… - zaczęła groźnie. - Głupio wyglądam jak koło mnie maszeruje taki krasnal hałabała jak ty, więc się nie odzywaj i daj mądrzejszym pracować.
Prychnęłam, ale już nic nie powiedziałam. W sumie Rose miała racje… Jak ja będę wyglądać wśród wysokich piłkarzy z moim marnym 1.63. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam fajne buty. Były dość wysokie, więc przypuszczałam, że umrę w męczarniach, ale Evans jęczała mi cały czas nad uchem żebym je wzięła. Poleciałam do kasy uciekając przed przyjaciółką śpiewającą mi nową piosenkę jej autorstwa pt. „buty wysokie - penisy szerokie”. Potem jeszcze Rose kupiła sukienkę, którą przymierzała jako pierwszą (oczywiście) i wróciłyśmy do hotelu.
***
Po całym dniu nad basenem leżałem na łóżku i czytałem książkę. Właściwie tylko wodziłem wzrokiem po tekście nic nie rozumiejąc. Czułem się dziwnie… Tak jakoś nierzeczywiście, jakby to wszystko co się działo przez ostatnie dni było tylko wytworem mojej wyobraźni.
Otrząsnąłem się dopiero, gdy ktoś wszedł do mojego pokoju. Najpierw usłyszałem przeciągły i żałosny jęk, a potem zza drzwi wyłonił się Mesut bez koszulki z cierpieniem wypisanym na twarzy.
- Co ci się stało? - zerwałem się z łóżka.
- Ktoś podpalił mi plecy - załkał Özil.
Zrobiłem zdziwioną minę, ale zrozumiałem wszystko, gdy zobaczyłem wielki rysunek pewnej niezastąpionej męskiej części ciała, praktycznie wypalony od słońca.
- Zasnąłeś na leżaku? - zapytałem rozbawiony.
- Chyba tak… nie pamiętam dokładnie, a co to ma wspólnego z moim cierpieniem?
- Spójrz w lustro.
Mesut dokuśtykał do łazienki i zniknął mi z oczu. Nagle do pokoju wpadli Sergio, Marcelo i Pepe z przejętymi minami.
- Zauważył już? - spytali zduszonym szeptem, krztusząc się ze śmiechu.
- Chyb… - nie musiałem kończyć, bo z pomieszczenia obok dobiegł nas wysoki dziewczęcy pisk i siarczyste przekleństwa.
Wszyscy od razu wpakowaliśmy się do łazienki i zastaliśmy Özila, który sparaliżowany siedział na muszli klozetowej i mówił do siebie „Ona będzie się śmiała”. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem zataczając się na boki i mając problemy z oddychaniem. Marcelo dostał takiej głupawki, że musiał oprzeć się o Ramosa i zaplątał się włosami w jego „trzydniowy” zarost.
- Kurwa! Co ty robisz idioto!? - ten krzyk z pewnością było słychać w całej Barcelonie - Wychodzimy!
Z łazienki zaczęły wycofywać się nasze bliźniaki syjamskie, potykając się o własne nogi, a Pepe próbował nakręcić film swojego życia pt. „Stonoga debili”.
Zostałem z łkającym Mesutem i próbowałem go pocieszyć. Zadawałem sobie pytanie dlaczego nie mogę przeżyć jednego normalnego dnia? Z bełkotów przyjaciela wywnioskowałem, że jutro ma wizytę u wyjątkowo ładnej pani doktor i raczej nie wypada iść do niej z czymś takim na plecach.
- Przecież możesz to przełożyć - zaproponowałem.
- Ale ona pomyśli, że ją ignoruję - żalił się dalej i płakał w moją koszulę. Podałem mu chusteczkę na wypadek gdyby miał zamiar wydmuchać sobie nos.
- Nie przejmuj się tym teraz. Pasowałoby już wyjechać, bo obiecałem kogoś zabrać do klubu - powiedziałem siląc się na obojętną minę (chyba mi nie wyszło).
- Oooo! Nic nie mówiłeś. Kogo? - Özil od razu podłapał temat.
- Takie dwie… - powiedziałem i szybko przeszedłem do mojej sypialni.
Oczywiście przyjaciel nie odpuścił i suszył mi głowę jakimiś głupimi pytaniami przez pół godziny. W końcu nie wytrzymałem.
- Nie wiem czy wiesz, ale wyjeżdżamy za 10 minut, a ty, jak widzę, nadal w kąpielówkach.
To skutecznie odwróciło jego uwagę, a ja mogłem spokojnie ubrać jakiś t-shirt. Wziąłem kluczyki do samochodu i zajrzałem jeszcze do Mesuta. O dziwo szło mu całkiem nieźle i był przyzwoicie ubrany, można było nawet powiedzieć , że niezły z niego przystojniak. Od razu wyrzuciłem z głowy te dziwne, gejowskie przemyślenia, karcąc się w myślach za swoją głupotę.
- Wow. Yyy wyglądasz tak… normalnie - powiedziałem niepewnie.
- No jasne! - wyszczerzył się - podobno będą jakieś nowe dziewczyny, trzeba zrobić wrażenie. Ejj zaraz, czyli według ciebie na co dzień wyglądam NIEnormalnie? - zapytał z wyrzutem.
Nie wiedziałem jak się z tego wyplątać, więc nic nie powiedziałem tylko wyciągnęłam go za kołnierz z pokoju i skierowałem się w stronę parkingu, gdzie już czekało na mnie moje ukochane autko. Przed wejściem jednak coś sobie przypomniałem i zamknąłem Özilowi drzwi przed nosem.
- Jeśli jeszcze raz zrzygasz się na moją skórę po pijaku, to będziesz jeździł w bagażniku jak mój pies - ostrzegłem go, a potem dodałem łagodniej - no i nie przynieś mi wstydu dzisiaj.
- Spokojnie nie poderwę ci jej - wyszczerzył się Mesut, a ja czując że robię się czerwony, szybko wsiadłem do auta.
***
Stałam przed lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu. Można było powiedzieć, że wyglądam znośnie. Tylko te buty sprawiały, że moje nogi były jeszcze bardziej patykowate niż zwykle. 

 Byłam zdecydowanie za chuda, ale na szczęście cała byłam mała więc to się tak nie rzucało w oczy.
Wymknęłam się ze swojego pokoju i pobiegłam na paluszkach do Rose. Zastałam ją z burzą loków na głowie i w tropikalnym makijażu. I jeszcze ta sukienka…

 Po prostu wow! Dobrze, że miała na nią żakiet, bo z pewnością spowodowałaby niejeden wypadek samochodowy.
- Nie stój tak tylko mi lepiej powiedź czy nie za skromnie się ubrałam - szybko się ocknęłam i przechyliłam głowę jak jakiś ważny krytyk.
- Ymm… myślę że jest… ZAJEBIŚCIE! Oł-em-ef-dżi, Rose, faceci oszaleją - zaczęłam się wydzierać, a Evans słodko się zarumieniła.
Po jeszcze paru ekscesach przed lustrem, wreszcie wyszłyśmy przed hotel uważnie rozglądając się czy w pobliżu nie ma Petera. Nigdzie go nie widziałyśmy, więc spokojnie wyszłyśmy zza jakiejś palmy. Nasz plan był dość prosty, a mianowicie: wymknąć się tak żeby nikt nie widział, przeżyć najlepszą noc w swoim życiu, a konsekwencjami na razie nie zawracać sobie głowy.
Pod hotelowy parking podjechała biała BMW-ica, a ja od razu stałam się bardziej nerwowa. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie i krzyknęłam przerażona. Za mną stała Ashley z triumfem wypisanym na twarzy. 
- Wybieracie się gdzieś? 
Stanęłyśmy jak wryte nie wiedząc co powiedzieć. Nasz iście szatański plan właśnie legł w gruzach.
- Dajcie spokój. Ja rozumiem wszystko - sama sobie odpowiedziała, bardzo zadowolona, że w końcu coś ogarnęła. 
- Ym... idziemy na plażę - powiedziałam, nie mogąc wymyśleć niczego lepszego. Nawet barbie nie uwierzyła by w coś tak absurdalnego, biorąc pod uwagę w co jesteśmy ubrane.
- No, ciekawe co na tą nocną przechadzkę powie twój braciszek - już wzięła telefon i wykręciła numer paskudnie się przy tym uśmiechając, gdy ktoś po raz drugi dzisiaj złapał mnie za ramie.
Prawie zeszłam na zawał, co było dość normalne w tej sytuacji. Obok nas stał Raphael, uśmiechając się przyjaźnie. W słuchawce zadźwięczał już głos Petera, ale Ashley stała nadal w jednym miejscu wgapiając się w Varane'a jak zahipnotyzowana. Musiałam ją szturchnąć, żeby się ocknęła.
- Halo! Kochanie dzwonie tylko żeby ci powiedzieć, że zabieraz Maddie i Rose na Wieczorek Hiszpański. Wiesz... taki z Flamenco - powiedziała szybko, nadal patrząc na piłkarza.
W tamtej chwili już nic nie mogło nas zaskoczyć. Panna Parker właśnie nas kryła, a nasze miny musiały byś bezbłędne. Raphael totalnie nie orientował się w sytuacji i nadal stał za nami nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy Ashley się rozłączyła jak gdyby nigdy nic powiedziała, że możemy iść i ruszyła w stronę Ozila, który właśnie wysiadł z auta. 
- Kto to jest? - spytał zdezorientowany Varane.
- To tylko zwykła dziwka... - Zaczełam Rose ale szybko jej przerwałam.
- To nasza znajoma z Polski - powiedziałam kładąc naciska na słowo "znajoma" i starając się przekazać Evans, że ta impreza wymaga poświęceń - Rose tylko żartuje. Prawda Rose?
- Tak. tak... - zaczęła kiwać gorliwie głową, a piłkarz tylko się roześmiał.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet - westchnął i otworzył drzwi samochodu. 
_____________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale mam ostatnio strasznie dużo zajęć. Szkoła i jeszcze kurs prawa jazdy (tak, musiałam się pochwalić), uf... jak to przetrzymam to będzie  jakiś cud. BYLE DO ŚWIĄT!!!!