Byłam tam. On mnie dotykał… jego ręce były wszędzie, a ja mogłam tylko patrzeć jak mnie rozbiera. Próbowałam krzyczeć, ale wydawałam z siebie tylko jakiś dziwny charkot, nie mogłam oddychać. W następnej chwili poczułam, że odzyskuje kontrolę nad swoim ciałem zaczęłam się rzucać w każdą możliwą stronę. Poczułam tępy ból w okolicach skroni i otworzyłam oczy.
Leżałam z ziemi z kołdrą naciągniętą na głowę. Poczułam kropelki łez spływające po moim policzku i szybko pobiegłam do łazienki żeby się ogarnąć. Spojrzałam w lustro i ze zgrozą stwierdziłam, że połowa mojej głowy jest upaćkana krwią, która sączyła się obficie z przecięcia nad brwią. Musiałam się uderzyć w szafkę gdy spadłam z łóżka. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na swoje odbicie. Trudno było mi rozpoznać samą siebie. Podkrążone i zaczerwienione oczy szopa na głowie, jednym słowem wyglądałam jak upiór.
Zasnęłam dopiero po 5, bo panna Evans musiała wyciągnąć ze mnie wszystkie informacje. Jej podjarana mina nieco zbladła, gdy dowiedziała się przed czym uchronił mnie piłkarz.
- Bez jaj… Musisz zawiadomić policje! Dlaczego od razu nie mówiłaś? Myślałam, że się zgubiłaś, czy coś…
Zrobiła przerażoną minę, a potem cała się rozpromieniła i z błogim uśmiechem popatrzyła mi w oczy.
- OMFG!!! To takie romantyczne… Przystojny piłkarz w białej BM-ce wybawia zwyczajną, szarą, biedną, niesławną dziewczynę z łap opryszka!- załkała ze wzruszeniem.
- Wielkie dzięki - odparłam z udanym oburzeniem.
Potem zaczęła swój wywód na temat „Maddie Black + Raphael Varane = gorący romans”, więc wywaliłam ją z pokoju.
Gdy sobie to wszystko przypomniałam, uśmiech momentalnie zagościł na mojej twarzy. Sprawdziłam godzinę na komórce i ze zgrozą stwierdziłam, że mam 35 min do śniadania. Zabrałam świeże ciuchy i poszłam wziąć prysznic. Gdy wychodziłam z łazienki, usłyszałam pukanie do drzwi. Mając na uwadze ostatnią sytuację wydarłam się na pół hotelu.
- Kto tam?!
- Hipopotam - uzyskałam odpowiedź i zaraz potem do pokoju wpadła Rose jak zwykle tryskając energią.
- Cześć, downie - zagadałam z uśmiechem.
- Spadaj głupolu! Dlaczego ty jeszcze jesteś w ręczniku? Za 5 minut śniadanie - zawołała z przejęciem i dorwała się do mojej szafy.
Ciuchy latały pod sufitem, a ja załamywałam się nad swoim losem, bo oczywiście musiałam to wszystko potem posprzątać. Z chaosu wyłoniła się Evans. Z triumfalną miną ściskała krótką sukienką w kwiatki.
- No co ty… - zaczęłam niepewnie, ale Rose momentalnie mi przerwała.
- Bez gadania, przebieraj się!!! Jesteśmy już spóźnione - odparła tonem nie znoszącym sprzeciwu i wepchnęła mnie do łazienki.
Nie miałam wyjścia. Przebrałam się i spojrzałam w lustro. Czułam się głupio… nie lubiłam ubierać się dziewczęco, to mnie trochę krępowało. W windzie stwierdziłam, że w sumie ma gdzieś co mam na sobie i poczłapałam za przyjaciółką do jadalni.
Gdy weszłyśmy do pomieszczenia, od razu zauważyłam rozgadaną grupę wśród której był Peter i jego wywłoka. Po nałożeniu sobie porządnej porcji kiełbasek, podeszłam do nich i usiadłam pomiędzy Michaelem a Rose. Wszyscy rozmawiali w najlepsze, nie zwracając na nas uwagi.
- Ten klub był całkiem niezły. Maddie, wiesz, że widzieliśmy piłkarzy twojego zasranego Realu jak się spijają w trupa? - zapytał z chytrą miną.
- No co ty… ale fart. W sumie opijali zwycięstwo nad twoją Barcą - uśmiech mu nieco zrzedł.
- A wam jak się siedziało w hotelu całą noc? Oglądałyście teleturnieje czy jakieś kreskówki, dzieciaki? - zagadała Ashley.
- Siedziałyśmy na komputerze. Znalazłyśmy pornosa gdzie dziewczyna wyglądała zupełnie tak jak ty. Od dawna ci mówię że jesteś wręcz stworzona do tej roboty, dziwko.
Peter syknął i obrzucił mnie ostrzegawczym spojrzeniem.
- W sumie to ona już dawno tak zarabia na życie. Sypia z chłopakami tylko dlatego że mają kasę… - dodała Rose patrząc znacząco na mojego brata, który nie miał za ciekawej miny.
Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać odeszłam od stołu, zostawiając prawie całe śniadanie. Poszłam do siebie i założyłam bikini. Wyszłam przed Hotel i z wściekle różowym (niestety bezalkoholowym) drinkiem w ręce ułożyłam się na leżaczku przed basenem. Słońce było cudowne, a piosenki płynące z słuchawek odprężały moje napięte ciało. Czułam że żyję, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale oczywiście ktoś musiał mi przeszkodzić.
Poczułam lodowatą wodę na moim rozgrzanym brzuchu i zerwałam się z leżaka. Jak na mnie przystało po drodze potknęłam się o moją torebkę i poleciałam do basenu. Ratownik zaczął wściekle gwizdać na mnie i wymachiwać obrzydliwymi owłosionymi rękami, które wyglądały jak łapy goryla. Wskazał mi palcem na znak zakazujący skakania do wody. Co za niewychowany idiota! Jak go matka etykiety nie nauczyła to już nie moja wina, ale że jeszcze ślepy jest?! No pewnie… specjalnie się potknęłam, żeby móc złamać reguły „Strażnika Teksasu” i wjebać się mordą prosto do zimnej wody. Pokazałam mu środkowy palec i owinęłam się ręcznikiem. Niezrażony usiadł na swoim rozkładanym, czerwonym krzesełku i nasmarował klatę olejkiem do opalania.
Spojrzałam na mojego oprawcę, którym okazała się Rose, patrząca na mnie z miną niewiniątka. Wypuściłam powietrze przez zaciśnięte zęby, robiąc bardzo groźną minę. Evans zaczęłam się cofać, a potem uciekać. Pościłam się za nią biegiem. Goniłyśmy po sztucznej plaży osypując wszystkich dookoła. Nasz ukochany ratownik postanowił zareagować, kiedy do jego idealnej klaty przylepiła się odrobina piasku i sprawiła że już nie była taka idealna. Zaczął za nami biec, ale nawet tego nie zauważyłam ogarnięta szałem zemsty. W końcu Rose gwałtownie zmieniła kierunek i wpadła na stróża porządku, który z wielkim pluskiem wpadł do basenu. Poleciałam do znaku „zakaz skakania do wody” i zaczęłam pouczać ratownika mając przy tym niezły ubaw z jego miny. Wybaczyłam też Evans tak haniebne potraktowanie mojej osoby.
Po porannych ekscesach przed hotelem wybrałyśmy się na miasto. Wszędzie były kramy z jakimiś duperelami dla turystów. Oczywiście zachwycałam się wszystkim co nie miało na sobie herbu FC Barcelony. Kupiłam wielki łapacz snów i dużo biżuterii. Rose zaszalała przymierzając każdy skąpy strój kąpielowy i pokazując się w nim tak aby wszyscy dookoła zobaczyli. Miałyśmy dożo zabawy nabijając się z jednego kolesia, który tak się zapatrzył że wpadł na latarnię z głuchym łoskotem. Szybko się podniósł po czym mamrocząc coś, zniknął jak najszybciej z widoku. Nie mogłyśmy się po tym pozbierać z ziemi przynajmniej przez 10 minut.
- Hahahahaha widziałaś jego minę? No nie mogę! - darłam się nie mogąc złapać oddechu.
- Ahahaha jakby go prąd kopnął! - Rose jakimś cudem przyczołgała się z powrotem do przymierzalni i zasunęła zasłonę.
Kupiła ten strój i nazwała go „kocimiętka na facetów” czym spowodowała mój kolejny wybuch śmiechu. Chodziłyśmy po mieście śpiewając Mazurka Dąbrowskiego i robiąc bardzo poważną minę. Niektórzy ludzie przyglądali się z zainteresowaniem, niektórzy z pogardą, a jeszcze inni śpiewali razem z nami. Potem odśpiewałyśmy jeszcze „Last Christmas” i wróciłyśmy do hotelu. Na parkingu zobaczyłam auto, które przyprawiło mnie o zawał serca. Evans widząc, że od dłuższego czasu wpatruje się w jeden punkt spojrzała w tą stronę i aż pisnęła z zachwytu. Z samochodu właśnie wysiadał Raphael, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne. Zachwiałam się niebezpiecznie. Miałam ochotę spierdolić stamtąd w podskokach, a jednocześnie coś mnie trzymało na miejscu. Niepewnie się odwróciłam i chciałam odejść w drugą stronę, ale coś mnie złapało za tył sukienki odsłaniając mi pół tyłka. Oczywiście była to Rose, wyraźnie z siebie zadowolona. Dostrzegłam w jej oczach te niebezpieczne ogniki.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam, ale było już za późno.
- Przepraszam, czy mogę prosić o autograf? - zapytała podchodząc do niego z cwanym uśmiechem na ustach.
- No jasne - powiedział od niechcenia piłkarz rozglądając się dookoła. Gdy na nią spojrzał zrobił zaskoczoną minę. - O… cześć, nie poznałem cię. Właściwie szukam twojej koleżanki. Jak ona się czuje?
Jedyne o czym teraz marzyłam to żeby zapaść się po ziemię. Cała czerwona ruszyłam jak najszybciej w stronę wejścia do hotelu.
- Sam ją zapytaj, tam idzie - odpowiedziała Evans z obojętną miną.
Zdecydowanie przyśpieszyłam kroku, ale gdy usłyszałam swoje imię musiałam się zatrzymać. Powoli się odwróciłam, starając patrzyć się w każdą stronę tylko nie na piłkarza.
- Cześć - powiedziałam patrząc na swoje buty.
- No cześć - odpowiedział i uśmiechnął się zabójczo (tego nie mogłam przegapić i prawie się posikałam z wrażenia).
- Ymm.. co ty tu robisz?
- Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
Jego głos był taki ciepły, troskliwy… nie mogłam nic zrobić. Zapanowało niezręczne milczenie. Na szczęście Rose wkroczyła do akcji i zaczęłam coś mówić do Raphaela. Stałam tam jak jakiś słup soli bardzo głupio się czując.
- Ale Maddie jeszcze nie odpowiedziała na moje pytanie - chłopak ponownie zwrócił się do mnie.
- Wszystko dobrze - wymamrotałam cała czerwona.
- Madds… chyba się spaliłaś, następnym razem weź nałóż jakiś lepszy filtr - zażartowała Evans, a ja miałam ochotę ją udusić.
Oczywiście wszyscy się ze mnie śmiali, a ja tylko zrobiłam coś na kształt krzywego, wymuszonego uśmiechu. Postanowiłam nie wyjść na totalną idiotkę i włączyć się do rozmowy.
- Na ile tutaj zostajesz? - zapytałam.
- Prawdopodobnie będę tutaj do końca tego miesiąca.
Czyli… dwa dodać pięć i jeszcze sześć i razy pierwiastek z dwóch dzielone przez pięć do kwadratu… zaraz, zaraz hmm… a może układami równań… No tak majca to była moja kiepska strona, ale w końcu doliczyłam się jedenastu dni.
- Dzisiaj idziemy na imprezę cała drużyną, chcecie się wybrać z nami? – zapytał, a Evans momentalnie przytaknęła. – Dobra, to ja już będę się zbierał… przyjadę po was o ósmej.
- Cześć - pożegnałam się i delikatnie uśmiechnęłam na myśl o naszym kolejnym spotkaniu.
Odwzajemnił go i poszedł w stronę auta.
- OMFG. Madd, on na ciebie leci!!! - zapiszczała Rose.
- No chyba cię pogrzało - stwierdziłam.
- Mnie? No ciekawe. Jestem pewna, że się obróci - powiedziała z pewnością w głosie.
- Nie zrobi teg…- reszta słów uwięzła mi w gardle, bo piłkarz odwrócił się i jeszcze raz uśmiechnął. Przeżyłam jednocześnie zawał serca i atak apopleksji, a Evans tylko stała z wszechwiedzącą miną.
- A nie mówiłam? - zapytała dobrze wiedząc, że nienawidzę jak ktoś to do mnie mówi.
- Nieważne. Ty się lepiej martw jak my się dzisiaj wymkniemy - powiedziałam rozsądnie.
- I co ja założę!!! - zawołała z jawnym przerażeniem.
Rose jest świetna! Maddie może by i była zupełnie nudna i zwyczajna, ale na pewno nie mając taką przyjaciółkę :) Jest totalnie odjechana :P
OdpowiedzUsuńTak wgl to Varane faktycznie może onieśmielić z tą swoją śliczną buźką ;) trzeba to obiektywnie przyznać, że przystojny to on jest ;)
pozdrawiam ;)
akcja z ratownikiem była zajebista, spadłam z łóżka.
OdpowiedzUsuńRose jest pojebana 8)
lol
Ja chce Rose i Peter'a (bd to powtarzać przy każdym rozdziale xDDD) <3
Ohhhh Varane *OOOOOOOOO*
iii Madd
hmmmm
no cóóż.
Marane XDDDD
moze byćć
heheh ja chce już następny więc pisz <333
Kocham :D
http://spain-summer-love.blog.pl/ - zapraszam na rozdział 17 ;)
OdpowiedzUsuńa kiedy u Ciebie coś nowego?
Zapraszam na nowość! ; >
OdpowiedzUsuńwe-must-learn-to-love.blogspot.com
Ciekawa jestem, czy dziewczynom uda się wyrwać na tę imprezę i co takiego wydarzy się na niej ;)
OdpowiedzUsuń