Stanęłyśmy
przed klubem wybałuszając oczy na kilometrową kolejkę przy drzwiach. Niepewnie
podeszłyśmy do dwóch goryli przy wejściu. Przeskanowali nas wzrokiem od góry do
dołu i bez słowa usunęli się na boki. Stałam jak wryta ale Rose szybko
wciągnęła mnie do środka na wypadek gdyby ochroniarze mieli się rozmyślić. W
środku trudno było cokolwiek zobaczyć, a tym bardziej usłyszeć. Wszyscy
poruszali się w rytmie jakiegoś znanego kawałku. Byłam wniebowzięta, że nie
usłyszę tutaj jakiegoś disco polo, czy chuj wie czego. Przepchałyśmy się do
baru, gdzie czekali na nas chłopcy.
- Cześć!!! -
Wydarłam się.
- Cześć!!!
Jestem w szoku, że przyszłyście. A tak w ogóle to jestem Justin, a to jest Mark
- wskazał palcem na starszego blondyna.
Rose zrobiła
dziwną minę i od razu odwróciła wzrok. Ehh… wiedziałam, że lubiła Biebera i
wszystko jej się z nim kojarzyło. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Co pijecie?
- Czystą -
odpowiedziałyśmy zgodnie. Chłopcy dziwnie się na nas popatrzyli.
- Takie ładne,
piją czystą… jesteście z Polski? - zapytał Mark, a my wybuchłyśmy śmiechem.
- Tak się
składa… - powiedział Evans przeciągając słowa i uwodząc Justina
spojrzeniem.
Wkrótce
wstawiona Rose tańczyła w szczelnym uścisku Justina przy jakimś smętnym
kawałku, a ja uciekłam od Marka trzymając się wcześniejszego postanowienia. Usiadłam
sama przy jakimś stoliku w kącie i sączyłam wściekle zielonego drinka. Zaczynało
mi się już powoli kręcić w głowie, ale piłam dalej. Po jakiś 15 minutach Mark w
końcu mnie odnalazł i się do mnie dosiadł. Nagle przestał mi się wydawać
odrażający i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Nie smutno ci
tutaj tak siedzieć samej?
- Nie jestem
sama - powiedziałam podnosząc drinka i puszczając oko.
- Może
wyjdziemy na zewnątrz?
Przytaknęłam.
Na zewnątrz, jak przystało na Hiszpanię, było bardzo ciepło. Usiedliśmy na
jakimś murku i zagłębiliśmy się w bardzo ciekawej rozmowie na temat ulubionych
rodzajów alkoholu. Nie specjalnie mnie ona wciągnęła i cały czas myślałam co
teraz robi Rose. Bezwiednie potakiwałam, zagłębiona we własnych myślach.
- To chodź - to
stwierdzenie mnie nieco otrzeźwiło. Nade mną stał Mark i wyciągał rękę w moją
stronę.
- Ale co… - jąkałam
się niezbyt zorientowana w sytuacji.
- Mieliśmy się
przejść - powiedział z olśniewającym uśmiechem.
- Aaa… no jasne
- niepewnie się podniosłam, a Mark od razu mnie przytrzymał.
- Spokojnie nie
jestem pijana - powiedziałam szybko się odsuwając. Chłopak tylko się
uśmiechnął.
Spacerowaliśmy
po uliczkach Barcelony. Czułam się trochę niepewnie. W ogóle ten wieczór
podobał mi się coraz mniej. Mark cały czas coś do mnie mówił, a ja tylko za nim
szłam i się sztucznie uśmiechałam. W pewnej chwili chłopak zaczął się do mnie
niebezpiecznie przybliżać. Rozejrzałam się dookoła żeby sprawdzić czy ktoś w
razie czego może mi pomóc. Z niemałym przerażeniem zobaczyłam, że jesteśmy sami.
- Może się już
wrócimy? - zapytałam z nadzieją.
- Już?-
uśmiechnął się - przecież noc się dopiero zaczyna…
***
Wszyscy byliśmy
w szampańskich nastrojach po wygranym meczu. Siedziałem w swoim hotelowym
pokoju nękany przez swoich kolegów z drużyny. Sergio i Pepe właśnie rozgrywali
swój mecz życia (Hiszpania- Portugalia)
na konsoli, a Mesut zawzięcie kibicował Niemcom. Nikt jak zwykle nie
zwracał na niego uwagi.
- No to co...
chyba nie będziemy tutaj siedzieć całą noc?- zapytał Fabio z cwanym uśmiechem.
- No pewnie!!!!
Imprezka!!! - wydarli się wszyscy z wyjątkiem Mesuta, który z jakiegoś powodu
chciał iść do cukierni.
Wszyscy
polecieli do swoich pokojów żeby zrobić się na bóstwa. Zostałem z Özilem który
poleciał do łazienki. Po 15 minutach wyszedł w czarnych rurkach, białej koszuli
i okropnym krawacie w różowe ciasteczka.
- Chłopie co ty
na sobie masz…? - spytałem niepewnie.
- No przecież
muszę jakoś wyglądać w tej cukierni - odpowiedział dumnie wypinając pierś.
Parsknąłem
śmiechem i wszedłem do łazienki, wziąć prysznic. Jak zwykle wszyscy musieli
czekać na Cristiano, który nakładał już dzisiaj trzecią warstwę żelu na włosy.
Kiedy się w końcu pojawił wszyscy tracili cierpliwość.
- Jak następnym
razem będziesz się tak wlekł to na ciebie nie czekamy - powiedział Iker z
poważną miną.
- Ale mój image
tego wymaga… - tłumaczył się płaczliwie Ronaldo.
Wszyscy
władowaliśmy się do swoich samochodów. Ja jechałem z Sergiem i Mesutem, który
chodził obrażony, bo wszyscy śmiali się
z jego krawatu. Chcąc go pocieszyć
zatrzymałem się przed jaką stacją i kopiłem mu ciacho. Obraliśmy kurs na
centrum Barcelony. Zaraz gdy tylko zatrzymałem się przed klubem moi kumple
wylecieli z samochodu jak z procy. Zaparkowałem i powlokłem się smętnie do baru
gdzie inni wypijali już trzecią kolejkę.
- Hahaha
wygląda na to że dzisiaj to nasz kochany Ralfik będzie kierowcą… - powiedział
Sergio z fałszywie smutną miną.
Wszyscy
wybuchli śmiechem zamawiając kolejną kolejkę. Usiadłem przy barze i od razu
zostałem wciągnięty w rozmowę z Özilem.
- Czy nie
uważasz że to hańba dla całego lokalu że nie sprzedają tutaj rogalików z
marmoladą?
- Tak z
pewnością - odpowiedziałem śmiejąc się z jego naburmuszonej miny.
Po piątej
kolejce chłopaki zaczęli podrywać jakieś laski wyglądające na wniebowzięte
wizją opowiedzenia swoim koleżankom o wakacyjnym romansie ze sławnym piłkarzem.
Özil słaniał już się na nogach i bredził coś o tym że woli pieczone babeczki od
normalnych, leżąc na barze. Nie wiedziałem co z sobą zrobić. Odwiozłem
zgonującego Mesuta do hotelu. Gdy wróciłem zobaczyłem najdziwniejszą i
najgorszą scenę jaką w życiu widziałem. Sergio leżał na stole, a jakieś starsze
kobiety macały go po taki miejscach, że aż mi się niedobrze zrobiło. Podszedłem
tam niepewnie.
- Przepraszam, ale obawiam się że będę musiał
wziąć już kolegę.
Dziewczyny
zrobiły smutne miny, ale gdy zobaczyły z kim rozmawiają zaczęły się do mnie
uśmiechać i puszczać mi oko. Wziąłem Ramosa na bary i uciekłem z miejsca gwałtu. Władowałem go do samochodu
i ruszyłem do naszego hotelu. Było już grubo po trzeciej, a na ulicach nie było
żywego ducha. Nagle zauważyłem jakiś ruch w ciemnej uliczce. Pewnie to jakiś
pijaczyna, albo bezdomny… ale coś przyciągało mnie do tego miejsca. Uchyliłem
okno i usłyszałem krzyk który zmroził mi krew w żyłach. Krzyk dziewczyny.
***
Nie mogłam się
ruszać przygwożdżona do ściany. Wzywałam pomocy, ale nikt mnie nie słyszał,
albo nie chciał słyszeć. Straciłem już nadzieję. Czułam jak jego ohydne,
wielkie ręce błądzą łapczywie po moim ciele. Serce podeszło mi do gardła.
Próbowałam go odepchnąć, kopnąć tam gdzie boli, cokolwiek. Nagle zobaczyłam
reflektory auta przejeżdżającego w pobliskiej uliczce. Jakby ktoś wylał na mnie
wiadro lodowatej wody. Wstąpiły we mnie nowe siły i zaczęłam się szarpać i
krzyczeć, ale samochód pojechał dalej. Nie mogłam w to uwierzyć. Spuściłam
głowę i wydałam z siebie krzyk rozpaczy. Mark w ogóle się tym nie przejął i
próbował ściągnąć mi bluzkę. Nagle poczułam jak ktoś brutalnie go ode mnie
odrywa. Zatoczyłam się i upadłam na ziemię uderzając głową w zimny beton. Tępy
ból przeszył moją głowę, a potem była już tylko ciemność.
Obudziłam się z
jakąś szmatą na głowie. Rozejrzałam się dookoła i szybko wstałam, co w moim
stanie było poważnym błędem. Syknęłam i powoli opadłam z powrotem na
łózko.
- ¿estásbien? -
usłyszałam glos obok mnie. Zrobiłam wielkie oczy nie rozumiejąc ani jednego
słowa.
- Eee… Nie
rozumiem - odpowiedziałam po angielsku z głupią miną.
- No tak -
chłopak obok mnie uśmiechnął się i wtedy go rozpoznałam - Nie wyglądasz na
Hiszpankę, skąd jesteś?
- Ja? Co? Aaa..
ja… z Polski - odpowiedziałam jąkając się i wpatrując w piłkarza jak w obrazek.
- Kurczę, czuje
się onieśmielony. Jesteś fanką? - znowu się uśmiechnął a mi zabrakło tchu.
- Tak… byłam na
meczu. Świetnie graliście, naprawdę - zapewniłam gorliwie.
- A ja cię
skądś kojarzę - gałki oczne prawie wyszły mi na zewnątrz. Jak to Raphael Varane
mnie skądś kojarzy??? - Aaa!!! To ty się pobiłaś z tą blondynką? - zapytał i
zaśmiał się słodko.
Lekko się
zaczerwieniłam, ale w następnej chwili coś sobie uświadomiłam.
- Która
godzina? - zapytałam spanikowana.
- Przed ósmą.
- O kurwa -
zaklęłam po polsku i zaczęłam przeszukiwać swoje kieszenie w celu znalezienia
telefonu.
W końcu go
znalazłam i zobaczyła 15 nieodebranych połączeń od Rose. Jedyna rzecz która
mnie uspokoiła to taka że Peter do mnie nie dzwonił. Szybko wybrałam numer
przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Evans odebrała niemal po pierwszym
sygnale.
- Co się z tobą
dzieje? Gdzie jesteś? Dlaczego nie odbierałaś?- zasypała mnie gradem pytań.
- Spokojnie,
jestem w szpitalu.
- COOO??!!
Spokojnie?! Co ty kurwa odpierdalasz?!- darła się wniebogłosy. Rzeczywiście nie
musiałam jej o tym wspominać na początku - Gdzie jest ten szpital?
Zapytałam się
mojego wybawcę o ulicę, a on mi ją podał przyglądając mi się z
zainteresowaniem.
- Zaraz tam
będę, a ty nie waż się stamtąd ruszyć ani o centymetr - powiedziała groźnie Rose
i się rozłączyła.
Uśmiechnęłam
się do siebie i odwróciłam do mojego towarzysza. W tej chwili wszedł lekarz i
się do mnie uśmiechnął.
- Miałaś
szczęście. Badania nie wykazały niczego groźnego, zostawimy cię jeszcze
godzinkę na obserwacji, a potem będziesz mogła wrócić do domu- powiedział
zapisując coś w jakiś papierach.
Odetchnęłam z
ulgą i czekałam, aż Evans po mnie przyjedzie. Po jakimś czasie lekarz wyszedł z
sali i zamknął za sobą drzwi.
- Nie znam nawet
twojego imienia - zaczął Raphael.
- Maddie -
odpowiedziałam szybko.
- Ładnie… -
zapanowało dziwne milczenie.
Odwróciłam
wzrok bo czułam, że zaczynam się czerwienić. Na szczęście ciszę przerwało nagłe
wtargnięcie do sali Rose. Evans prawie wyrwała drzwi z zawiasów i rzuciła mi
się na szyję.
- Nie mogę
oddychać… - wychrypiałam spod ramion przyjaciółki.
- Och zamknij się
i błagaj o wybaczenia. Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam - warczała Rose,
ale można było w jej głosie wyczuć głęboką ulgę - zamawiam taksówkę i wracamy
do hotelu zanim Peter coś zauwa…- w tym momencie zamilkła bo zauważyła że nie
jesteś my w sali same.
- Cześć, jestem
Raphael - wyciągnął rękę w jej stronę.
- Cześć… Rose -
powiedziała wybałuszając oczy i zwróciła się do mnie po polsku - przystojny,
gdzie ty takiego znalazłaś?
Nie mogłam się
powstrzymać od śmiechu na widok jej miny pt. „ruchałabym”.
- Opowiem ci
wszystko w hotelu - odpowiedziałam i zaczęłam wstawać.
Od razu wszyscy
do mnie podlecieli żeby mi pomóc. Rose odsunęła się i z cwaną miną pozwoliła mi
się oprzeć o piłkarza. Zaczęła się do mnie głupkowato uśmiechać i puszczać mi
oko. Przewróciłam tylko oczami i cała czerwona pozwoliłam się prowadzić do
wyjścia. Przed budynkiem mruknęłam do Evans żeby zadzwoniła po taxi.
- Dziękuje ci
za wszystko. Teraz sobie już poradzimy - powiedziałam zawstydzona i spuściłam
wzrok.
- Nie ma mowy -
odpowiedział twardo chłopak - odwiozę was. To
żaden problem - powiedział gdy zaczęłam już otwierać usta żeby
zaprotestować.
Rose z wielkim zaangażowaniem
zaczęła potakiwać i mówić, że to świetny pomysł. Gdy wsiadałyśmy do wypasionej
fury, Evans i Rapf uparli się, żebym siedziała z przodu. Ehh… wszyscy przeciwko
mnie. Przez całą drogę siedziałam cicho, za to moja kumpela dostała jakiegoś
słowotoku.
- Wszystko
dobrze? Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał chłopak z troską w głosie.
- Nie martw
się. Ona zawsze jest milcząca gdy jakiś chłopak jej się podoba - paplała Evans
bez zastanowienia.
- Rose
ostrzegam cię… - bąknęłam naburmuszona.
Chłopak
roześmiał się i zerknął w moją stronę. Próbowałam zatuszować włosami czerwoność
swoich policzków i obróciłam się do okna. Wreszcie dojechaliśmy pod hotel.
Kumpela wyleciała z auta po krótkim „cześć”, a ja nie wiedziałam co ze sobą
zrobić.
- Naprawdę
bardzo ci dziękuje… ja nie wiem co by się stało gdybyś mi nie pomógł - zaczęłam
niepewnie.
- Nie myśl już
o tym - uśmiechnął się ciepło, a ja od razu poczułam się lepiej.
- No to cześć,
i jeszcze raz wielkie dzięki - już miałam wyjść, ale nie wiem co mi odbiło,
zbliżyłam się do chłopaka i pocałowałam go w policzek.
Szybko wyszłam
uśmiechając się zawstydzona. Rose piszczała i skakała dookoła mnie.
- Ani słowa… -
bąknęłam i poszłam do hotelu, a jarająca się Evans podreptała za mną.